Opuszczam Andamany
PodróżnikNa 28.02 miałem zaplanowaną podróż statkiem z Port Blair do Chennai, która trwa 3 dni i pokonuje się 1300 km. Samo kupno biletu nie było łatwe, bo okazało się że biletu nie można kupić na wyspach, a tyko w "stolicy" Andamanów - Port Blair (PB). Choć pani w booking office PB zapewniała mnie, że można na Neil Island zakupić pożądaną przeze mnie przepustkę na stały ląd, okazało się to totalną bzdurą. Nie mieli tam nawet komputera z łączem i jedyne bilety jakie sprzedawali to na lokalne połączenia i tylko w dniu rejsu.
Tak więc, żeby kupić bilet na vessel do Chennai, musiałem specjalnie popłynąć z Neil Island do Port Blair 25.02. W booking office po półgodzinnych zmaganiach,
wydaniu 2100 Rs (ok. 110 zł),
oddaniu 2 xero (po co dwa??),
paszportu,
2 xero wizy
oraz 2 zdjęć (wiele dzięki mojej siostrze ciotecznej, że mi poradziła przed wyjazdem zabrać swoje fotografie),
trzymałem w ręku bilet do Chennai klasy bunk A/C (czyli dormitorium z klimatyzacją). Był to bilet typu "waiting list", jest to instytucja spotykana w Indiach, zawsze mnie intrygowała, występuje też np. na kolei. Bilet waiting list jest zasadniczo normalnym biletem, który należy opłacić, ale który niby nie gwarantuje miejsca, choć zawsze to miejsce dostawałem. Taki bilet należy potwierdzić tuż przed wyjazdem.
28.02 około południa przypłynąłem z Havelock do Port Blair.
Miałem ok. 2 godzin do embark time. Kupiłem jakieś owoce (banany, papaję), bo w przewodniku radzili żeby zabrać coś ze sobą, bo na statku jest bardzo ograniczone menu, czytaj "ryż z ryżem".
Autorikszą dotarłem do Haddo, stamtąd odchodzą duże, pasażerskie jednostki, z Phoenix Bay Jetty pływają lokalne. Przed wejściem na teren portu jest długa kolejka, tu jest pierwsza kontrola biletów i tożsamości, obok w budyneczku przed wejściem potwierdzam mój waiting list ticket i dostaję numer przydzielonej koi. Przez obszar portu dostajemy się do terminalu. Tu jeszcze odbywa się kontrola bagaży, a dla obcokrajowców dodatkowo odprawa paszportowa (Andamany jako część Indii, wymagają kontroli paszportowej i specjalnego permitu) i ciekawostka - kontroli zdrowia w Health Check-up Point. Osobliwa była to kontrola, Pani doktor wzięła ode mnie tylko bilet, spisała coś, a pan obok przybił na nim owalną pieczątkę "Port Health Officer - Examined" i już :-) Indie trzeba lubić :-)
Przejście przez bramkę wykrywającą metale jest nie mniejszym absurdalnym wymogiem :-) mieli dwie, jedna im padła, kilkuset ludzi tłoczy się przy działającej, przeciskając się po kilka osób na raz, bramka wyje jak oszalała i... nic, przechodzi się dalej :-)
Zaokrętowanie trwało kilka godzin, wg rozkładu powinniśmy o 16:00 odpłynąć, ostatecznie odbiliśmy od brzegu dopiero o 18:30. Przez ten czas poznawałem wnętrza statku, była to moja pierwsza tak długa podróż tak dużym statkiem (200 m dł. 30 m szerokości) po morzu otwartym. Przy okazji dowiedziałem się, że Swaraj Dweep, bo tak nazywa się jednostka, był zbudowany w Indiach wg polskiego projektu (dwie pierwsze jednostki zostały zakupione w Polsce).
Statek ma 5 decków (najwięcej zajmuje bulk A/C, które obejmują po ok. 100 dwupoziomowych łóżek),
sklep, bibliotekę, kantynę,
kantynę dla klas kabinowych, jest nawet basen na najwyższym pokładzie, ale bez wody :-) poza tym kible śmierdzą, umywalki są zapchane i strasznie brudne, co drugi prysznic nie działa, więc straszny, indyjski standard :-(
Już po pół dnia mam znajomych chyba w każdym kącie statku. Koledzy w kojach obok opowiadają o różnorodności Indii (22 oficjalne języki + ogólny hindi), koleżanka dalej prowadzi mnie do swoich znajomych na 2 decku, proponuje jakieś jedzenie, poznany preacher (chrześcijanin!) i jego znajomy dyskutuje ze mną o sytuacji na Ukrainie - podróżowanie samemu ma może swoje wady, ale jedną niezaprzeczalną zaletę - poznaje się mnóstwo ludzi.
Potem okazało się że jakieś 400 osób, pół statku, jest z jednej imprezy - w Port Blair był National Youth Camp młodzieży z różnych stanów Indii, który miał za zadanie zbliżenie społeczności Indii. Indie zmagają się teraz z tendencjami rozłamowymi, z uwagi na różnorodność językową, kulturową, podnoszą się głosy niektórych polityków za zwiększaniem autonomii stanów Indii.
Na statku oprócz mnie naliczyłem 7 białych, z czego 3 znałem z Neil Island :-)
Dobiliśmy do brzegów portu Chennai trzeciego dnia po 5 rano (nie wiem dokładnie, bo spałem, obudziło mnie wzmożone gadanie Indusów), tak więc podróż trwała ok. 60 h.
Aby dodać komentarze
musisz być zalogowany.