Magia górskich sadów - Tłocznia 'Maurer'
gotujwstylueko.plŻeby naprawdę poznać Tłocznię „Maurer” trzeba tam pojechać, zobaczyć na własne oczy i posmakować jej owoców. To jedno z tych niewielu miejsc, gdzie nie trzeba się wczuwać w klimat, tam klimat po prostu wciąga. Dzika, nieskażona przyroda, góry porośnięte malowniczymi lasami i niewielkimi sadami. To miejsce, w którym miłość do rodziny i tradycji spotyka się z pragmatyzmem.
To tu znajduje się Tłocznia, we wsi Zarzecze nad Dunajcemu podnóża Pienin.
Historia górskich jabłek z gminy Łącko sięga daleko. Dziadek Krzysztofa Maurera zakładał tu sady, jego ojciec także był sadownikiem. Niewiele nawet brakowało, aby Krzysztof przyszedł na świat w jednym z nich. Wychował się w starych sadach i o górskich jabłkach wie dosłownie wszystko, sam nie wyobraża sobie dnia bez jabłkowego, tłoczonego soku. Przydomowa przetwórnia jest równie kameralna co sady otaczające najbliższą okolicę, tu nie chodzi o ilość. Nad mniejszą ilością łatwiej zapanować, zachować nieskazitelną jakość, oczywiście można produkować więcej, ale po co? Są pewne wartości, których nie da się wycenić i czuć to w każdym soku czy innym napoju od „Maurera”. Każdy nowy produkt powstaje w przynajmniej kilku wersjach, czasem różnice na pozór mogą wydawać się niewielkie, tu jednak dąży się do perfekcji.
„Jakość, jakość i jeszcze raz jakość, żeby nad tym zapanować, skala nie może być wielka. Ciekawostką jest, że u nas wszystko jest robione od początku do końca. Dziś ciągnikiem przyjechały jabłka, jutro będą tłoczone. Następnie są magazynowane jako moszcz, który rozlewamy do butelek” – mówi Krzysztof Maurer
Byliśmy świadkami dostawy, a zarazem kontroli jakości owoców. Krzysztof Maurer z córką.
GÓRSKIE JABŁKA
Paradoksalnie górski klimat i wymagająca rzeźba terenu działają na korzyść tutejszych sadów. Drzewa rosnące na zboczach gór są lepiej doświetlone, dlatego ich owoce są smaczniejsze. Ponadto występujące tu starodawne gatunki jabłoni, chociaż nie rodzą ogromnych i pięknych „wodnistych” jabłek są odporne na powszechnie występujące choroby. Wydają owoce o wysokiej zawartości suchej masy, a co za tym idzie większej wartości odżywczej i doskonałych walorach smakowych.
DROGA DO PRZETWÓRSTWA
Niespełna 20 lat temu niespodziewany urodzaj postawił Krzysztofa przed trudną decyzją czy sprzedać jabłka za bezcen lokalnej winiarni, czy przetrzymać je do wiosny. Wtedy też narodził się pomysł przetwórstwa, ponieważ do tej pory gospodarstwo przetwarzało owoce wyłącznie dla własnych potrzeb. Krzysztof wykupił pozostałości sprzętu po upadłej winiarni z Nowego Targu, między innymi prasę, młynki, zbiorniki i sławne beczki (które do dziś pełnią funkcje promocyjno-użytkowe przed Tłocznią oraz przy zlokalizowanej niedaleko firmowej pijalni soków i nie tylko).
Dębowe beczki po upadłej winiarni dziś pełnią wiele funkcji.
W Polsce w tamtych czasach tłoczony, surowy sok był trudnym produktem, ponieważ powszechna świadomość konsumentów nie była na tak wysokim poziomie, jak dziś. Krótko mówiąc, panowała moda na przejrzyste, kolorowe i słodzone napoje.
„Mętne, chyba jakieś zepsute, nikt nie wiedział, że to, co pływa w naszych nieklarowanych sokach, to błonnik i inne wartościowe substancje. Pamiętam Mistrzostwa Świata Juniorów w Zawodach Kajakowych. Ktoś nas namówił na zrobienie stoiska z tłoczonym sokiem, tubylcy obchodzili nas szerokim łukiem. Natomiast trenerzy i zawodnicy z innych krajów przychodzili, kupowali, a mało tego musieliśmy im nalewać litrowe, dwulitrowe butelki, żeby mogli zabrać ze sobą” – Krzysztof.
Początki Tłoczni były okupione ciężką pracą i byciem gościem we własnym domu. Z ekologią Krzysztof miał do czynienia już podczas swoich studiów na Akademii Rolniczej, tematem jego pracy inżynierskiej były proekologiczne metody produkcji owoców. Traf chciał, że promując swoją markę trafił na targi Biofach, tam utwierdził się w przekonaniu, że gospodarstwo ekologiczne może odnieść sukces. Przetwórnia tłoczy soki z różnych owoców i warzyw, a w swoim imponującym portfolio ma także inne napoje, takie wyłącznie dla dorosłych (wina, cydry i napoje wysokoprocentowe m.in. tradycyjną góralską śliwowicę). Dziś Krzysztof Maurer nie tylko skupuje owoce od drobnych ekologicznych producentów, posiada także własne sady oraz dzierżawi grunty od innych rolników.
Niestety w atrakcyjnym turystycznie regionie ceny gruntów stają się coraz wyższe, działki są niewielkie, a także nie każdy teren nadaje się pod nasadzenia. Do tego dochodzi masa procedur i rozporządzeń często niebiorących pod uwagę specyficznych, trudnych warunków panujących w regionie. Wszystko to razem skutecznie odstrasza wielu rolników od rozpoczęcia własnej ekologicznej uprawy.
Bardzo stary sad przypomina zaczarowany las.
A POMYSŁY NA PRZYSZŁOŚĆ?
„Wiele osób zastanawia się, co jeszcze wymyślę, nie odkrywamy Ameryki, my odgrzebujemy tradycję, np. syropy nisko słodzone znane były od dawna. Chcemy, aby było czuć owoce, a nie cukier. Chociaż moim założeniem były soki 100% okazało się, że przy niektórych owocach taki sok jest bardzo ciężki, dodatek soku jabłkowego je łagodzi i to jest właśnie coś, co jest naszym pomysłem”. – mówi Krzysztof
Właściciel Tłoczni „Maurer” Krzysztof Maurer.
Katarzyna Malewska
Artykuł pochodzi z magazynu zima 2019 Gotuj w stylu eko.pl
Aby dodać komentarze
musisz być zalogowany.